piątek, 25 października 2013

Kino w Lubawce - tutorial

Co prawda Stacja Lubawka pisze o czymś z częstością zmieniających się pór roku, ale właśnie przy okazji kina w Sokołowsku poruszyli ważny temat, mianowicie: "A może kino w Lubawce? W Sokołowsku (ok. 650 mieszkańców) mają i dziś jest otwarcie jego regularnego funkcjonowania."

No byłoby pięknie, ale nie trzeba być geniuszem od finansów, aby zauważyć kilka rzeczy. Po pierwsze kino w Sokołowsku ma racje bytu, bo jest tam organizacja z zaangażowanymi ludźmi, którzy są w stanie skutecznie pozyskiwać środki unijne, po drugie jest wydarzenie takie jak festiwal filmów, które ściąga uwagę, a po trzecie jest tam sporo turystów, kuracjuszy szpitala, którzy mogą do kina pójść, bo na miejscowych za bardzo bym nie liczył.

Powiedzmy sobie szczerze, skoro w Kamiennej Górze nie utrzymało się kino Szarotka, a upadło jeszcze przed powstaniem  Cinema  City w wałbrzyskie Galerii Victoria, to teraz tym bardziej nie ma na to szans. A co dopiero mówić o Lubawce?!? Takie przedsięwzięcie nie miałoby szansy się tu utrzymać, bo nawet małe kino nie byłoby wstanie konkurować komercyjnie z Galerią Victoria.

A więc czy nie ma szans na kino w Lubawce? Jest kilka możliwości. Po pierwsze nasze ukochane władzy gminy mogłaby pozyskać spore dofinansowanie i takie kino urządzić, np. w starych budynkach przemysłowych lub nieczynnym kościele (ten przy policji byłby fajny), ale na to trzeba co najmniej kilka milionów złotych, a patrząc na dotychczasowe umiejętności lubawskich urzędników w pozyskiwaniu środków zewnętrznych, to od razu taki pomysł możemy spuścić w kiblu i jeszcze na niego naszczać za przeproszeniem. Nie mamy też szans, że zrobi to jakaś organizacja, która na przykład rozkręciłaby przy okazji jakiś festiwal kina, bo w Lubawce nie ma żadnej dużej i aktywnej organizacji pozarządowej, która mogłaby podołać temu zadaniu. Widać to na przykład po tym w jakim stanie znajduje się kalwaria na Świętej Górze, choć już różni działacze czynili podchody, aby się za to w końcu zabrać.

Ale jest też trzecia i chyba najbardziej realna szansa na kino, choć na pewno nie takie komercyjne, z najnowszymi premierami, bo prawa do najświeższych hitów sporo kosztują i musi się przewalić naprawdę sporo ludków, aby to się zwróciło z zyskiem, a więc u nas odpada. Myślę tutaj o takim ciekawym tworze jak Dyskusyjne Kluby Filmowe (http://www.pfdkf.pl/zaloz.html).

A czym właściwie jest DKF: „Dyskusyjny Klub Filmowy jest dobrowolnym zrzeszeniem miłośników sztuki filmowej, którzy nie tylko pragną pogłębić swe wiadomości w tej dziedzinie, ale zamierzają także brać czynny udział w popularyzowaniu wartościowych zjawisk artystycznych. Z jednej strony DKF jest szkołą patrzenia na film, sprzyjającą wyrobieniu właściwych kryteriów oceny dzieł sztuki, z drugiej - szkołą kształcenia i rozwijania postaw. Zamierzone cele Dyskusyjny Klub Filmowy realizuje poprzez systematyczne organizowanie:
  • projekcji utworów o wysokich walorach artystycznych, poprzedzonych fachową prelekcją i zakończonych dyskusją,               
  • spotkań z teoretykami, krytykami, twórcami filmowymi, ludźmi sztuki, nauki,               
  • otwartych imprez popularyzujących wartościowe zjawiska i treści filmowe.”


Muszę wam w skrytości serca wyznać, niczym niewinne dziecko na spowiedzi u księdza pedofile, że jeszcze za czasów studenckich chadzaliśmy sobie z żonką na filmowe wieczorki do DKF we Wrocławiu. Może pomyślicie, że z nas jacyś idioci, bo po co chodzić po jakiś starych salach kinowych i oglądać filmy nie pierwszej świeżości? Ano po to, że klimat starego kina bez smrodu popcornu i lecących przez pół godziny oczojebnych, rozwrzeszczanych reklam ma wspaniały klimat, bilety są tańsze, a jak film jest dobry to nie ważne ile ma lat. W odmętach mej pokręconej świadomości bardzo miło wspominam te wyjścia, świetne filmy na dużym ekranie, których inaczej w życiu bym nie poznał, a do tego spotkania i dyskusje z ciekawymi aktorami, reżyserami, dzięki którym nawet niewysublimowany kinomaniak dostrzega to ulotne drugie dno filmu.

Takie DKF-y działają w Polsce w wielu miastach, nawet tych mniejszych. Ot daleko szukać, choćby przy Jeleniogórskim Centrum Kultury, czy przy Kłodzkim Centrum Kultury, Sportu i Rekreacji. Dlaczego zatem przy naszym jebanym Centrum Kultury, z jego rocznym budżetem liczącym ponad 1 mln złotych, nie da się wygospodarować choćby kilkunastu-kilkudziesięciu tysięcy na regularne projekcje dobrych filmów. A przecież za licencje od ZAIKS-u na takie filmy można płacić dochodami z biletów, gminnymi środkami na kulturę, dotacjami zewnętrznymi, np. od Ministra Kultury czy z UE, albo pozyskując środki od prywatnych sponsorów np. lokalnych firm, które się w ten sposób zareklamują? Czy potrzeba do tego jakiejś specjalnej infrastruktury? Nie! Duża sala w Centrum Kultury jest, nagłośnienie jest, duży ekran i rzutnik są, więc czego jeszcze trzeba?

Wystarczy trochę starań, odrobinę chęci i zainteresowania, a będziecie mieli kino. Wystarczy, że ktoś pójdzie i przedstawi taki pomysł do CK czy do burmistrza, który teraz przed wyborami chętnie zgadza się na wszystko, byleby trochę popularności zgarnąć. Ale znając życie nikt nie zrobi nic, polajkujecie temat kina na profilu Stacji Lubawka na Facebooku, ten i ówdzie udostępni to w porywach lokalnego patriotyzmu, a poza tym nic się nie wydarzy. Lubawka - historia znikania dzieje się tu i teraz…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz