wtorek, 27 listopada 2012

Ciemności egipskie

Od wielu już dni nad Lubawką wiszą niskie chmury, czepiając się szczytów pobliskich Gór Kruczych, tak jakby ugrzęzły na ostrych wierzchołkach świerków i nie mogły ruszyć w dalszą drogę. W dolinie potoku Czarnuszka i wzdłuż Bobru każdego dnia snują się melancholijnie mgły wymieszane z wonią palonych opon i plastiku wydobywającą się z kominów domów, przeszywając do szpiku kości zimna wilgocią. Słońca od dawna nie było zbyt wiele, a dzień jest już taki krótki, że nawet w południe trzeba czasem światło w domu zaświecić. Jak nic jesienna deprecha gotowa.

Ale do czego zmierzam? Chodzi o to, że ten problem ze światłem, a właściwie jego brakiem uzmysłowił mi kolejne utrapienie, z którym stykam się w Lubawce. Chodzi o oświetlenie ulic gdy jest ciemno, czyli potrzebę podstawową i niezwykle ważną. Przecież to czy widzimy co przed nami, pod nogami i po bokach decyduje o bezpieczeństwie publicznym, o tym czy bez obawy wyjdziemy wieczorem na spacer, czy po prostu nie złamiemy nogi na niewidocznej dziurze w chodniku lub wpadniemy do odkrytej studzienki kanalizacyjnej, bo jakiś żul/patol ukradł ją, by sprzedać na złomie na dwa mózgotrzepy marki „Poziomka”.

Jak więc to możliwe, że w Lubawce oświetlenie ulic leży? I nie mówię tu o jakiś peryferiach, gdzie mieszka mało ludzi, ale o centrum, o głównych ulicach, gdzie przebywa najwięcej mieszkańców. Wiadomo, zmotoryzowani nie mają tego problemu, włączą reflektory i jazda. Ale co ze zwykłymi ludźmi, co z pieszymi? Latem to jeszcze ujdzie, bo nawet wcześnie rano i do późnych godzin jest jasno. Ale kiedy rzeczywiście zapada zmrok mało kto musi lub chce wychodzić, bo to w końcu środek nocy, a jak już ktoś łazi to pewnie jest znieczulony wypitym wcześniej trunkiem, więc mu wszystko jedno. Ale w pozostałym porach roku sprawa przedstawia się już zgoła inaczej, a co dopiero teraz, kiedy światła ciągle za mało!

Gdyby nie światło na prywatnym budynku na jednej z uliczek przy rynku,
to musiałbym sfotografować czerń absolutną, jak w czarnej dziurze

Stąd właśnie ten dramatyczny tytuł, bo sytuacja w Lubawce zakrawa o kuriozum. Sporo tu ostatnio łażę wieczorem, bo zawsze jest jeszcze coś do załatwienia, a zważywszy że całkiem ciemno robi się teraz już o 17.00, to jest to przecież jeszcze młoda godzina i sporo ludzi się kręci. Ludzie robią zakupy po pracy, spacerują, wracają z rodzinnych wizyt itp. I w tym właśnie czasie główne ulice Lubawki pogrążone są już w totalnym mroku, bo oświetlenie uliczne jest wyłączone. A nie są to przecież jakieś wydumane fanaberie, tylko podstawowa potrzeba, aby móc w mieście normalnie funkcjonować i czuć się bezpiecznie.

Miałem niedawno z powodu zaciemnienia ulic dwie nieprzyjemne przygody, obie około godziny 17.00-18.00 na głównej arterii miasta, czyli na ul. Dworcowej. Idąc tamtędy po nie najlepszym przecież chodniku, w całkowitym mroku wpadłem nogą w jakąś dziurę i prawie skręciłem kostkę. Całe szczęście nie zakończyło się to niczym poważnym, ale jeszcze następnego dnia bolało. Podobny armagedon jest jest na pięknie wyremontowanym odcinku ul. Kamiennogórskiej przy Centrum Kultury, bo całkiem tu ciemno, a sporo osób tędy przechodzi. Potknąłem się o niewidoczny wystający bruk i gdyby nie szybkie opanowanie to poleciałbym jak długi. Jedna znajoma opowiadała mi, że ostatnio tam kobieta prowadziła wózek z dzieckiem i w ciemności źle oceniła krawężnik, koła wózka zaparły się, a całość prawie runęła w bok. Na szczęście matka jakoś opanowała sytuacje, ale wysypały jej się zakupy, które miała na półce wózka.

Z tym oświetleniem to jest jeszcze jedna śmieszna sprawa, bo jak zauważyłem jednego dnia na danej ulicy się świeci, a potem przez tydzień nie. Tak na przykład jest na ul. Wodnej i Wojska Polskiego przy Gambicie. Z drugiej strony, niektóre ulice przy rynku, którymi prawie nikt nie chodzi np.Ciasna lub Boczna oświetlone są pięknie i to bez przerwy. Podobnie jak rynek, pl. Jana Pawła II przed kościołem itp., ale już uczęszczane trakty ze sklepami jak ul. Kombatantów i Wojska Polskiego od rynku do posterunku policji to już nie bardzo.

Dziwne to wszystko i moim zdaniem to jakieś kuriozum. Tak być nie może, bo oświetlenie w mieście musi być i jakoś innym samorządom pomimo problemów udaje się problem załatwić. Oświetlona jest Kamienna Góra, Kowary, Boguszów-Gorce, Wałbrzych, Mieroszów, Bolków, a nawet Czarny Bór, Sokołowsko czy Marciszów. Czyli jednak można, prawda? Oczywiście biorę pod uwagę, że zapewnienie światła na ulicach kosztuje, ale przecież wystarczy oświetlić najważniejsze ulice i deptaki. Do tego światło nie musi świecić się cały czas, wystarczy ze zabłyśnie do 22..00 i po 5.00 rano, a wtedy nawet ludzie wracający i idący do pracy będą zadowoleni. No i ostatnia rzecz, do której uciekło się wiele miast i miasteczek oraz wiosek, a która pozwala oświetlać nawet mało uczęszczane ulice i to przez całą noc. Wystarczy zainstalować lampy z czujnikiem. Ktoś idzie, dana lampa się zapala, po przejściu danej osoby gaśnie i po kłopocie. Człowiek zadowolony, a pieniążki przez miasto zaoszczędzone. 


Tak powinno być. Czy nie lepiej, bezpieczniej, milej i jak fotogenicznie?

Wkurza mnie to bardzo, bo to taka podstawowa i prozaiczna do rozwiązania rzecz, przetestowana już przez wiele miejscowości, a Lubawka to jakiś totalny kosmos, gdzie nawet miejskie oświetlenie nie działa, a co dopiero mówić o bardziej skomplikowanych i wymagających dużego rozeznania sprawach. I jeszcze ta bierność mieszkańców, przecież ratusz powinien aż huczeć od ludzi, którzy domagają się miasta oświetlonego, bezpiecznego i przyjaznego, a tu nic. Znika miasto, znika....rok po roku, krok po kroczku...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz